W ostatnim poście pisałam Wam, jak to uwielbiam jesień.. Przeszło mi. Nie cierpię tego mrozu na dworze, października i tych dołujących wieczorów. Ostatnim czasem nie śpię prawie wcale, jem bardzo niewiele i jakoś nie chce mi się żyć. Niby jestem wesoła, optymistyczna, ale wystarczy jeden podmuch. Popijam gorącą herbatę, marznę i słucham Lany, którą z dnia na dzień kocham coraz bardziej. Panicznie boję się przyszłego tygodnia. Nie wiem co o nim myśleć. Nie chcę wtorku, na który tak czekałam i tak się niecierpliwiłam. Chyba nie chcę.. jego. Zabawne, że kiedy nie mamy tego, co zawsze chcieliśmy mieć niecierpliwimy się, dołujemy.. a kiedy nadchodzi moment, że możesz mieć to wszystko w garści, po prostu tego nie chcesz. Nienawidzę w sobie tego, że na wszystko nastawiam się z góry. Muszę dać losowi się zaskoczyć, zrobić niespodziankę, które tak uwielbiam. Szkoda tylko, że w moim przypadku kończy się tylko na obietnicach.
Mam nadzieję, że chociaż u Was, wszystko w porządku.
Do następnego, xoxo.