wtorek, 31 marca 2015

Days are coming

Za każdym razem bezskutecznie próbuję wrócić i zapomnieć o tym miejscu. Taka nieustannie dręcząca mnie ambiwalentność. Dziś wracam, a jutro pewnie pochłonięta życiem codziennym kompletnie wyleci mi to z głowy. Dziś wracam, bo pada deszcz, grad, śnieg - cokolwiek, co odbiera jakiekolwiek chęci do działania, a co dopiero życia. Chcę tu wrócić na stałe, znów jak kiedyś, ale za bardzo się wypaliłam. Chociaż - kto wie, może następna notka nie pojawi się za pół roku?
Wiele się zmieniło, ale te najlepsze i osoby i rzeczy zostały. Nie mogę uwierzyć, że z P. to już pojutrze 8 miesięcy, a pamiętam jak się poznaliśmy 26 kwietnia. Czasie, zwolnij! Ciężko uporządkować mi moje życie od ostatniego wpisu, ale w skrócie powiem jak to było - nadal nie obrałam ścieżki życiowej, jestem nieskończonym bałaganem i milionem myśli jednocześnie; mimo tego, że katuję dzień w dzień historię i mnie coraz bardziej wciąga - nadal nie chce zdawać jej na maturze, a co do matury, to jej już w ogóle nie chcę, chociaż pocieszeniem jest cały bezstresowy rok; ścięłam włosy - miało być max 2 centymetry, ubyło 12; poszłam na całkiem ciekawe zdjęcia-zostałam "Miss Photo" (sukces życia, tak wiem); regularnie ćwiczę i bardzo staram się ograniczyć niezdrowe jedzenie (nie wychodzi mi); czytam mnóstwo książek (znalazłam książkę mojego życia, absolutnie kocham i ostatnie 50 stron przepłakałam linijkę w linijkę, mowa o "Love, Rosie") i co najważniejsze - jestem sobą. Małą niezdarą, którą kochają Ci, którzy powinni, a pewnie nienawidzą Ci, o których nie wiem. ;) Im mniej wiesz tym lepiej śpisz - i tego się trzymam.
Tradycyjnie zostawiam parę zdjęć, trzymajcie się ciepło!


po więcej zdjęć zapraszam na instagrama, dodaje dość często :)